Zielona Oranżada
czwartek, 26 sierpnia 2010
Do nikąd
Miała zaledwie siedemnaście lat. Wydawała się być taką zwyczajną, ani ładną ani brzydką, dziewczyną, jednak nie potrafię jej opisać. Była wyjątkowym motylem. Właściwie ćmą, która pędziła w płomień swojej własnej świecy, jedyna różnica polegała na tym, że Nieron była tego świadoma. Pamiętam jej imię.
Zapominam twarze – te ludzkie, cielesne, narodzone. Z czasem zapominam napotkane Istoty i Stworzenia.
Ona była inna. Najbardziej wzruszało mnie to, że wiedziałam czym była,choć dane jej było być pierwszą i ostatnią swego rodzaju. Zafascynowała mnie tak, jak artystę potrafi fascynować dzieło. Była moją kolejną obsesją. Wdarła się w mój umysł siłą swej nowości. Dziecko – nie dziecko. Narodzona - Nienarodzona. Najbardziej arogancki żart Wieczności i, zarazem, najbardziej roztkliwiający. Była jak małe szczenię rzucone w głębię oceanu. Tonęła ale była tego świadoma. Wiedziała też, że to właśnie jest jej przeznaczenie. Znała swoją przyszłość, którą zamknięto w dwudziestu czterech godzinach.
Tak bardzo przepełniała ją niewinność i świeżość. Stworzeni nie znają swego celu ni przeznaczenia, gonią tylko za zjawą z pogranicza snu, nie wiedzą czym są ani do czego mogą zostać powołani. Ich życie to nieuzasadniony pęd ku czemuś co jest im nieznane. Jedyną dobę swego życia przeznaczają na gonieniu za marzeniem, którego nie są świadomi i którego nie zapamiętają gdy powołane zostaną do wieczności. Nieron była świadoma. Była świadoma wszystkiego czym jest a czym nie jest, w rzeczywistości nie będąc ani jednym, ani drugim. Nie była Stworzoną, gdyż posiadała pełną świadomość swego marzenia, pędziła ku ogniu który znała i nie była Nienarodzoną, albowiem cała jej wieczność zamykała się w pojęciu wieczności nieznanemu – w czasie. Była czystą kpiną. Jedyną Istotą narodzoną z Istoty. Ta arogancja Nienarodzonej została ukarana, zupełnie tak jakby istniała jakaś zbrodnia. Jej dziecko miało tylko dwadzieścia cztery godziny życia, w dodatku musiała je przeżyć jako człowiek, zdając sobie sprawę czym byłaby gdyby nie sąd bez sądu i kara bez zbrodni. Nie wiem nawet w którym momencie pojawiła się złość we mnie na tę przepiękną ćmę. Przepełniała mnie jednak prawdziwa furia i jednocześnie dzika satysfakcja gdyż wiedziałam, że stan niewinności, w którym się Nieron śmiała na moich oczach zanurzać, będzie trwał zaledwie chwilkę, krótszą dla mnie niż zmrużenie powiek. Właśnie w ciągu tej marnej doby życia stanęła ze mną twarzą w twarz.
Subskrybuj:
Posty (Atom)